9.04.2011

Happy Booster Physicians Formula

czyli wzmacniacz szczęścia :))

Dzięki uprzejmości Kamili, właścicielki bloga Kamilanna to ja oraz Agnieszki rozpoczynającej blogowanie na blogu Idealnie Nieidealna (trzymam kciuki za rozkręcenie kramu :)) udało mi się zanabyć rozświetlający puder w kamieniu do twarzy o rozbrajającej nazwie Happy Booster w odcieniu Translucent.


Puder jest śliczny, słodki i dziewczęcy :) Zapakowany w różowe pudełko i różową puderniczkę powoduje, że już na jego widok buzia się śmieje :) Jak do małego kotka :D
Ale do rzeczy. Puderniczka fajnie się otwiera i mimo, że nie wygląda jakoś przekonująco, jest całkiem solidna. Pod pudrem ukryte jest małe lusterko i pędzelek, różowy oczywiście :)





Puder ukształtowany w śliczne serduszka o różnych odcieniach pozostawia na twarzy piękny rozświetlający woal.

Od wielu wielu lat jestem miłośniczką Guerlain'owskich meteorytów, ale muszę przyznać że chyba przerzucę się całkiem na Happy Booster. Drobinki są subtelne, ale po użyciu następuje zauważalne optyczne wygładzenie skóry bez efektu bombki. Do tego nadaje delikatnie świeży kolor. Do tej pory moimi ulubionymi meteorytami były Fresh Pink (wiem że ostatnio przeszły lifting i już się inaczej nazywają, ale myślę że kojarzycie o które chodzi, bo cały ich lifting polegał chyba tylko na zmianie nazwy ;)). Ten puder bije na głowę Fresh Pink. Nie ma problemu z przesadzeniem z ilością, przy FP trzeba jednak uważać, żeby się za bardzo nie zaróżowić.




No i niebagatelną sprawą jest to, że puder nie zawiera parabenów, których przynajmniej staram się unikać. Oprócz tego jest oczywiście przebadany dermatologicznie, nie zawiera składników zapychających oraz jest hypoalergiczny.

A na koniec muszę jeszcze ocenić zapach (bo to pachnące blogowanie w końcu ;)). Niestety jest zapach :( Puder pachnie czymś popularnym, czymś w stylu zielonego jabłuszka DKNY, którego nie trawię. Wolałabym, żeby produkt był bezzapachowy, niestety nie widzę sensu w perfumowaniu pudrów do twarzy, no chyba że chodzi o ukrycie naturalnego zapachu. Jedynie w meteorytach zapach mi współgra z produktem, pewnie głównie dlatego, że jest on naprawdę ciekawy i oryginalny oraz konsekwentnie przez firmę Guerlain używany. Ten tutaj mi nie pasuje i to nie tylko dlatego że jest, ale też dlatego, że nie pasuje do nazwy, jest zupełnie nierozpoznawalnie-zwyklasty i mógłby w ogóle nie istnieć. Ale to w sumie mały minus :)

11 komentarzy:

  1. A wahałam się nad nim! Było brać, ech :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też zaczynam żałować, że nie wzięłam ... Aczkolwiek i tak Kamilanna chyba wszystkie wykupiła :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Żałujcie żałujcie, bo jest naprawdę fajny :) A ze wszystkie wykupione, to możliwe :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko, ale cudo. Wstyd wyciągnąc publicznie. :)))

    Żart, żart. Przecież i tak nie malujemy się publicznie. :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Sabb, no że tak powiem słitaśne :D

    Kropeczko i do tego daje piękny efekt :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Domi ciesze sie,ze jestes zadowolona:)
    Viol, Kami moze bym cos jeszcze znalazla ;)
    jakby co to wiecie gdzie dac znac ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. jaki cudniasty, faktycznie zacheca do siebie jeszcze zanim się ma okazję wypróbować;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ano słitaśny. Taki skutecznie słitaśny, bo naprawdę kusi.
    Czytałam kiedyś opracowanie, w którym autorzy porównywali design przedmiotów użytkowych dla kobiet i dla mężczyzn. No i rację mieli - kobiety sa bardziej wymagające.

    OdpowiedzUsuń
  9. śliczne te serduszka i Twój blog także bardzo mi się spodobał. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń